literature

Balsamistka

Deviation Actions

Yamanai-Rei-Hino's avatar
Published:
263 Views

Literature Text

Weszłam do pracowni. Odruchowo natychmiast zajrzałam do dokumentów, które mi położono na stoliku. Cicho westchnęłam, taki młody chłopak. Z wiadomości dowiedziałam się wcześniej, że zginął, bo nieszczęśliwie się zakochał. Co za głupota, przez coś takiego odbierać sobie najcenniejszą rzecz. Prosta rekonstrukcja, delikatny makijaż, nawet ubrania dostarczyli. Związałam włosy w koczek, aby nie przeszkadzały mi w pracy, po czym nałożyłam na siebie fartuch roboczy oraz maskę na twarz. Podeszłam do zlewu i odkręciłam wodę. Dokładnie myjąc ręce zerknęłam w bok, na stole leżało nakryte ciało. W końcu łokciem zakręciłam kran, dłonie wytarłam w ręcznik jednorazowy po czym założyłam rękawiczki. Odsłoniłam sobie denata i spojrzałam na niego smutno. Był bardzo młody... Aż musiałam ponownie zerknąć do dokumentu, żeby dowiedzieć się, ile miał lat. 21. Przecież to jest nie do pomyślenia. Przygotowałam sobie miskę z wodą, mydłem i gąbką, po czym wstawiłam moją maszynę, aby się nieco rozgrzała. W sumie to miałam ochotę kopnąć nieboszczyka za głupotę, jaką zrobił, ale podobno leżącego się nie kopie. Chociaż w sumie jemu to nie zrobiłoby to zbyt wielkiej różnicy. Eh, gdyby nie szacunek do zwłok, to może...
Odsunęłam do tyłu jego dłuższe blond kosmyki i gąbką zaczęłam myć jego ciało. Robiłam to dokładnie, ale bez większych emocji. Za dużo razy już to robiłam, żeby czymkolwiek się przejmować. Jednak zwróciłam uwagę na to, że był bardzo delikatny. Tors miał dobrze zbudowany, jednak mięśnie nie odznaczały się bardzo wyraźnie. Miał również delikatne rysy twarzy. Gdy doszłam do dłoni od razu zorientowałam się, że musiał być to jakiś artysta, ponieważ całe palce miał w ołówku, a pod paznokciami resztki farby. A może tuszu... Czegoś takiego. Niemalże z czcią zaczęłam myć mu twarz. Jego usta były dziełem sztuki, dobrze wykrojone, nie za duże, nie za małe. Szkoda, że teraz już sine. Kiedyś pewnie były... Może malinowe. A może trochę bardziej czerwone. Ale na pewno miały piękny kolor. Na szczęce miał lekką ryskę od długopisu. Tak, jego ciało było idealne. Bez żadnych skaz. No, za wyjątkiem dwóch. Pierwszą był sam fakt, że jest martwy. A drugą to, że na piersi, na sercu, miał wytatuowany japoński znak, „Ai", oznaczający „Miłość". Pokręciłam głową i wykonałam przepisowe czynności sprawdzające, czy chłopak na pewno nie żyje. Ale to zdecydowanie była tylko formalność. Nawet nie musiałam za specjalnie wypompowywać krwi z jego ciała. Bo jej tam prawie nie było. Rodzice znaleźli go w jego pracowni, zaraz po tym jak podciął sobie żyły i rozchlapał krew na kartki, płótna, ściany, podłogę. Nie dało się go uratować. A szkoda. Wbiłam się w jego żyłę igłą i zaczęłam wpuszczać do niej specjalny środek konserwujący. No bo co, chłopak do pogrzebu rozłożyć się nie może.
Sięgnęłam po skalpel. Jaka szkoda, szpecić takie śliczne ciało. Ale przepisy to przepisy. Rozcięłam mu wprawnym ruchem brzuch i zaczęłam po kolei wyjmować różne organy, które dokładnie myłam, płukałam i wsadzałam w woreczki. Rodzice nie wyrazili zgody aby oddać narządy do przeszczepu. To dość samolubne z ich strony, ale najwyraźniej chcieli mieć syna w całości. To niech się cieszą, że chłopak nie stracił głowy dla tej dziewczyny. Dosłownie rzecz biorąc. Bo wtedy dopiero by było...
Kiedy wszystko już pozszywałam, skleiłam usta, a także założyłam specjalne nakładki pod powieki. Lepiej chyba, aby nie otworzył sobie nagle oczu. Sięgnęłam po strzykawkę i nabrałam przygotowanego płynu. Zaczęłam wstrzykiwać mu w mięśnie przy ustach, niech choć trochę się chłopak uśmiechnie.
Podeszłam do radia, gdzie podłączony był mój pendrive. Do ostatnich części mojej pracy wolę jednak mieć już muzykę. Zdjęłam rękawiczki i wcisnęłam „play". Z głośniczków zaczęła sączyć się „Sonata księżycowa". Pociągnęłam łyk zimnej już kawy z kubka, po czym wróciłam do denata, przygotowując sobie odpowiednie kosmetyki.
Zerknęłam na przygotowane zdjęcie. Jakie on miał niesamowite oczy, niebieskie jak bezchmurne niebo... Szkoda, że więcej ich nie otworzy. Sięgnęłam po podkład w odpowiednim kolorze i zaczęłam go nakładać na jego skórę. Tak, zdecydowanie lepiej. Później usta – przywrócę im dawny, piękny wygląd. Miałam rację, były malinowe. Trochę mnie zdziwiło to, że rodzice chcieli, aby miał oczy obrysowane na czarno. Przy mężczyznach zazwyczaj mi się to nie zdarza, ale co poradzić. Moja praca jest jak robienie lalek na zamówienie. Tyle że jest to o wiele ważniejsza i piękniejsza sprawa. Sięgnęłam po szczotkę i rozczesałam jego blond kosmyki. Pewnie gdy chodził do fryzjerek to zachwycały się tym, jak cudownie jego włosy układają się do szczotki.
W końcu przyszła pora na ubranie. Biała koszula, czarny garnitur. Może i garnitur, ale luźno skrojony, nie wyglądał aż tak formalnie. Lekko go uniosłam, aby ułatwić sobie zadanie. Był lekki. Bardzo lekki. Sięgnęłam po krawat i zawiązałam mu go. Najgorzej było z butami, ale jakoś się udało. Glany? No dobrze, świetnie. Tylko naprawdę to nie jest takie proste. Zwłaszcza, jeśli są to te dłuższe, posiadające dwadzieścia dziurek. Musiałam wyjąć całe sznurówki i dopiero zakładać. A później jeszcze je zawiązać.
No i ostatnie życzenie. „Aby paznokcie miał pomalowane na czarno". Najwyraźniej bardzo tolerowali jego styl, skoro nie kazali go po prostu umyć i ubrać. Sięgnęłam do szafki i zaczęłam szukać dobrego koloru. W końcu jednak odnalazłam cholerę, ukryła się w rogu. Usiadłam na stołku i spokojnie robiłam swoje.
A pogrzeb był piękny. Było wielu gości, miał dużo znajomych. No i przyszła także Ona. Gdy zobaczyła go, leżącego tak....
-Wygląda jakby tylko spał... - powiedziała cicho, po czym zaniosła się szlochem. Dotarło do niej, że to właśnie dla niej wszystko tworzył. Że była jego Muzą, jego Weną i jego Natchnieniem. Że on po prostu chciał, aby odwzajemniła jego uczucie. Ale nie... Teraz już było zdecydowanie za późno.
Zerknęłam tylko na szczęście rodziny, która mogła pożegnać się z chłopakiem, po czym odwróciłam się i wyszłam. On był artystą. I ja też jestem artystą...
Ja wcielam się w rolę Balsamisty. W sumie to ciekawie się złożyło, że to napisałam. Bo tylko na to miałam jakąkolwiek wenę i to mi się przyśniło...

PS: Jeśli komuś przypomina Deidarę, to przepraszam. Ale w moim śnie tak właśnie wyglądał mój Denat.
© 2011 - 2024 Yamanai-Rei-Hino
Comments63
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
sininner's avatar
Bardzo fajne... Ale zabiłaś mnie... brakiem A-K-A-P-I-T-Ó-W!